Krynicki i miłorząb

Kilka lat minęło już od wydania książki, a ja ciągle szperam w niej, przewracam kartki, coś w niej odnajduję, coś odczytuje na nowo, inaczej. Najczęściej jestem zadowolona, wzbogacona, rzadko, bardzo rzadko przeżywam jakiś protest.

Mówię o zbiorze wierszy Ryszarda Krynickiego pt. „Wiersze wybrane”, wydanym i ułożonym w wydawnictwie a5 (prowadzonym przez Krystynę Krynicką).

Wybitny polski poeta, ceniony poza krajem, to dla niektórych gorzowian po prostu Rysiek. Bo przecież tu u nas zdał maturę w II LO w roku 1961, mieszkał w okolicznym Tarnowie, szkołę podstawową ukończył w Lubiszynie. A dorobek jego jest ważki: poza poezją, trzy — równie udane jak poezja — teksty prozatorskie, wiele tłumaczeń. Znany również jako działacz opozycyjny w stanie wojennym. A wiersze jego są piękne i mądre. On sam był i pozostaje niezależny w myśleniu i „niepodległy nicości” (jak to określał w młodości). Dotyka wielu ważnych problemów, które przeżywamy tu i teraz, z pozycji, powiedziałabym, mędrca; nie propagandysty czy „nauczyciela narodu”. Są owe wiersze nowoczesne także dlatego, że język jest oszczędny, skondensowany i prosty. Słowo — ich budulec — jest użyte z namysłem, pietyzmem, bez gadulstwa. A trafia w sedno.

Ryszard widzi na naszej planecie jako pełnoprawnych mieszkańców nie tylko ludzi; wszystkim istniejącym na niej bytom przyznaje prawo głosu. Posłużę się jako przykładem wierszem pt. „Miłorząb” . Jest to liryka narracyjna, podmiot liryczny mówi o sobie: byt pojedynczy, rozdwojony w sobie; tak definiuje człowieka jako osobę językiem metafizyki scholastycznej (co możemy przetłumaczyć, iż jest on bytem zindywidualizowanym, łączącym naturę boską i zwierzęcą). I w dalszych słowach opowiada:

...posadziłem miłorząb japoński 
(na cześć Goethego, 
to jasne).

Nie chciałem, żeby żył samotnie...

A zatem informuje odbiorcę, że ma chęć uszanowania tego innego jestestwa, daleko odbiegając  tym od myślenia nie tylko  średniowiecznego, ale i wielu współczesnych. A przywołanie określenia człowieka z odległej przeszłości jest tylko cytatem użytym z przekorą, a może nawet  z odcieniem ironii.

Miłorzęby już zagnieździły się w Gorzowie, kilka (przy obecnej ul. Kardynała Wyszyńskiego) zastaliśmy jako spadek po Landsbergu. I widzimy na własne oczy, że jest to roślina niezwykła; przede wszystkim dwupienna, ma osobniki męskie i żeńskie. Są też nasadzenia nowe, powojenne, w parkach, na skwerach, a nawet w ogródkach przydomowych. Szczególnie okazałe jest drzewo przy placu Staromiejskim; jest to dorodna, smukła dama, obficie owocująca co roku (ale chyba dzięki temu, że wiatr przynosi pyłki z drzew rosnących bliżej). Miłorząb, jako roślina żyjąca setki, a nawet tysiące lat, długo 30 — lat — dojrzewa do kwitnienia i objawienia swojej płci. Podmiot wiersza ma wątpliwości, czy dożyje tego czasu. I właśnie dlatego zwraca się do odbiorcy:

dosadźcie mu towarzysza,
dosadźcie mu towarzyszkę
na resztę życia.

Takie wprowadzenie drzewa do poezji nie jest ani metaforą, ani nawet antropomorfizacją. Jest spojrzeniem na otaczającą nas naturę jako na wspólny dom, w którym żyjące jestestwa tworzą po prostu wspólnotę bytów różnych w swoim przeznaczeniu.

Gorąco zachęcam współmieszkańców do szerszego poznania miłorzębów, ich dziejów (ponieważ były na naszej planecie przed dinozaurami i podobno zwierzęta te żywiły się nimi); także ich wymagań oraz obyczajów. Ciekawym doświadczeniem jest dotknięcie ich liści (oczywiście bez zrywania), zdziwicie się, jak są zbudowane.

Krynicki swoją postawę wobec natury potwierdza w wielu innych wierszach. Na przykład mówiąc:

Bracie i siostro, nieodgadniony sfinksie, szlachetny ślimaku...

Lub kiedy pyta wiejskie kotki, skąd one wiedzą, że przychodzi już czas na zmianę futerka.